Trzysta trzydzieści kilometrów na liczniku, dwadzieścia dwie jednostki treningowe, grubo ponad czterdzieści jeden godzin spędzonych w biegu – tak wyglądał mój lipiec. Nie wziąłem udziału w żadnych zawodach, to i czasu na treningi było więcej. I pomyśleć, że w maju cieszyłem się jak dziecko z przekroczenia 200 km…
Przygotowania do Wrocław Maratonu idą pełną parą. Jak już Wam wspominałem tutaj, mój plan pod złamanie 3:15 zakłada pięć treningów tygodniowo. Uwierzycie, że udało mi się nie opuścić ani jednego dnia? Owszem zdarzyły się takie, w których nie dałem z siebie, tyle ile powinienem. Ale za punkt honoru postawiłem sobie, że choćby nie wiem jakby mi się nie chciało, wyjdę chociaż pobiegać w pierwszym zakresie.
Najgorzej przychodzą mi treningi wytrzymałości tempowej. Może to źle, ale robię je na bieżni, w dodatku 250-metrowej. I za którymś okrążeniem zwyczajnie głowa mi siada i odechciewa mi się biec dalej. Trzeba będzie pomyśleć o przenosinach w teren.
Moją ulubioną jednostką są natomiast rytmy. Uwielbiam biegać po bieżni krótkie, ale bardzo szybkie odcinki. Prawdę mówiąc nie mogę się już doczekać kiedy po okresie roztrenowania ruszę pełną parą z treningami szybkościowymi pod 5 i 10 km. Będzie się działo!
Tradycyjnie w każdą niedzielę przychodzi czas na długie wybieganie. W zeszłym miesiącu zrobiłem kolejno 20, 22, 20, 23 i 28 kilometrów. Lubię to uczucie, kiedy organizm zaczyna uzależniać się od dłuższych dystansów i dwa dni później 15 kilometrów przychodzi z wielką łatwością. Niedzielne wypady umila mi od niedawno zakupiony w Decathlonie plecak z bukłakiem. Przy upałach panujących ostatnimi czasy we Wrocławiu w zasadzie się już ze sobą nie rozstajemy.
Ogółem wyszło mi 330 kilometrów. To o dwa razy więcej, niż w czerwcu i o 130 więcej od rekordowego do tej pory maja. Nie jest łatwo, bo treningi dają mocno w kość. Często chodzę przemęczony i był moment, gdy zastanawiałem się czy się nie przetrenowałem. Pomogło regularne zażywanie dużych dawek witamin i minerałów dla sportowców. Od czasu do czasu pobolewa mnie też z tyłu prawego kolana. Być może to pozostałości po dawnej kontuzji, być może ból przeciążeniowy. Bez wątpienia czeka mnie w najbliższym czasie wizyta u ortopedy.
Ale żeby zakończyć optymistycznym akcentem, to czuję, że już teraz jestem w życiowej formie. Nie ma nic lepszego, niż świadomość, że to co robisz przynosi efekty. Do maratonu został jeszcze miesiąc i na cel, który sobie postawiłem patrzę z dużym optymizmem.